LIPA

ruina zamku rycerskiego

Zamek w Lipie
PANORAMA ZAMKU W LIPIE – WERSJA DLA PTAKÓW I FANÓW WIDOKÓW Z GÓRY!

DZIEJE ZAMKU


Śred­nio­wiecz­ny za­mek w Li­pie, choć dziś pre­zen­tu­je się głów­nie w wer­sji „light” (czy­taj: w ru­i­nie), nieg­dyś był du­mą lo­kal­nych elit. W swej pier­wot­nej, go­tyc­kiej for­mie wznie­sio­ny zo­stał naj­praw­do­po­dob­niej na prze­ło­mie XIV i XV wie­ku, choć ba­da­cze spie­ra­ją się o to z za­pa­łem god­nym lep­szej spra­wy – niek­tó­rzy co­fa­ją po­cząt­ki zam­ku aż do koń­ca XIII stu­le­cia. Na py­ta­nie „kto go zbu­do­wał?”, od­po­wiedź brz­mi: „nie wia­do­mo” – ale jak­że ro­man­tycz­nie brz­mią spe­ku­la­cje o tem­pla­riu­szach, któ­rzy po nie­uda­nej przy­go­dzie z Zie­mią Świę­tą po­sta­no­wi­li mo­że wła­śnie tu, w Li­pie, za­pu­ścić ko­rze­nie.

LATO 2019: ZAMEK W LIPIE – ROBIMY PORZĄDKI, ALE HISTORIA ZOSTAJE!

Pierw­szym pew­nym na­zwi­skiem w ak­tach jest nie­ja­ki Hen­ryk von Li­pa, od­no­to­wa­ny w do­ku­men­tach z 1309 ro­ku. W ko­lej­nych wie­kach Li­pa przy­po­mi­na­ła bar­dziej nie­ru­cho­mość z po­pu­lar­nej ap­li­ka­cji ogło­sze­nio­wej – wła­ści­cie­le zmie­nia­li się czę­sto, szyb­ko i ra­czej bez hap­py en­du. Ro­dzi­ny Bock, Schir­mer, Lau­ter­bach, Schwoi­nitz czy Tschir­nau za­pew­ne sa­me już się gu­bi­ły, kto co odzie­dzi­czył, kto ko­mu sprze­dał, a kto się z kim po­kłó­cił przy po­dzia­le wsi na trzy ma­jąt­ki. Za­mek, przy­pusz­czal­nie ulo­ko­wa­ny w ma­jąt­ku gór­nym (czy­li Ober­foh – dla wta­jem­ni­czo­nych), miał na­le­żeć do bra­ci Cas­pa­ra i Han­sa von Cra­kav. Ni­skie­go po­cho­dze­nia, ale za to z młyn­em i fol­war­kiem – wy­star­cza­ją­co, by po­ku­sić się o wła­sną wa­row­nię.

ZAMEK W LIPIE – TU KAŻDY KAMIEŃ MA COŚ DO POWIEDZENIA!

Skrom­ne za­ło­że­nie przez ko­lej­ne de­ka­dy było roz­bu­do­wy­wa­ne, a pa­le­ta wła­ści­cie­li po­sze­rzy­ła się o ród von Zed­litz. To oni na­da­li zam­ko­wi bar­dziej re­pre­zen­ta­cyj­ny cha­rak­ter – wia­do­mo, nie sa­mym mu­rem ry­cerz żyje. Ar­nes­tus (wł. 1471-1485), Si­gis­munt (wł. 1500-1520), Bar­tel (wł. 1520-1549), An­ton (wł. 1552-1575); każ­dy do­ło­żył swo­ją ce­gieł­kę, cza­sem do­słow­nie.

W 1580 roku Anna von Zed­litz prze­ka­za­ła ma­ją­tek mę­żo­wi – Ge­or­go­wi von Rei­bni­tz (zm. 1611). Po śmier­ci ich sy­na Han­sa (zm. 1654) wieś tra­fi­ła w ręce Chris­to­pha Gott­lie­ba von Nimptsch (zm. 1686) z po­bliskiej Li­py Dol­nej — i choć przez chwi­lę wy­da­wa­ło się, że hi­sto­ria pójdzie w no­wym kie­run­ku, za­mek osta­tecz­nie wró­cił do daw­nych właś­ci­cie­li. W 1699 ro­ku za­ku­pił go bo­wiem Got­thard Fried­rich von Reib­nitz (zm. 1714), a po­tem go­spo­da­ro­wa­li tu ko­lej­ni przed­sta­wi­cie­le ro­du, w tym sta­ros­ta ja­wor­ski Ge­org Wil­helm von Reib­nitz (zm. 1765) i je­go syn Karl Fried­rich.

W tych cza­sach wa­row­nia mia­ła już za so­bą lata świet­noś­ci, zna­cze­nie o­bron­ne prze­szło do hi­sto­rii, a za­mek co­raz bar­dziej chy­lił się ku upad­ko­wi. Pod ko­niec XVIII wie­ku bu­dy­nek zo­stał o­pusz­czo­ny i od tej po­ry słu­żył głów­nie ja­ko ma­ga­zyn i za­ple­cze go­spo­dar­cze. Co się da­ło — roz­bie­ra­no, bo prze­cież bu­du­lec to za­wsze skarb! Naj­bar­dziej „go­spo­dar­skim” po­dej­ściem wy­ka­zał się Ju­lius Fi­scher, wła­ści­ciel Li­py w la­tach 20. XIX wie­ku, któ­ry z peł­nym spo­ko­jem zle­cił roz­biór­kę czę­ści zam­ku dol­ne­go, by zys­kać ma­te­riał na gor­zel­nię, ow­czar­nię i sto­do­łę. Cóż — prak­tycz­ność cza­sem wy­gry­wa­ła z ro­man­tyz­mem hi­sto­rii.

ZAMEK UCHWYCONY NA LITOGRAFII HUBERA, OK. 1880
Na­zwa wsi to praw­dzi­wy ka­lej­dos­kop po­my­słów urzę­dnicz­ych i fan­ta­zji kar­to­grafów. W 1300 ro­ku po raz pierw­szy po­ja­wi­ła się na pa­pie­rze ja­ko Ly­pa – i wte­dy wszyst­ko wy­da­wa­ło się jas­ne. Ale nie, spo­kój trwał krót­ko: przez ko­lej­ne wie­ki wieś la­wi­ro­wa­ła mię­dzy Li­pą, Lei­pą i Lei­pe, jak­by sa­ma nie wie­dzia­ła, kim chce być. Sy­tu­a­cja jesz­cze bar­dziej zag­mat­wa­ła się w po­ło­wie XIV wie­ku, kie­dy to miej­sco­wość po­dzie­li­ła się na trzy nie­za­leż­ne czę­ści, każ­da z wła­snym i­mie­niem: Ober-, Mit­tel- i Nie­der-Lei­pe.

W XIX wie­ku do gry wesz­ły jesz­cze bar­dziej barw­ne na­zwy: Gold­lei­pe, Kalk­lei­pe…. Cze­mu nie! Po woj­nie przy­szło „Li­po­we”; – po­mysł tak pro­wi­zo­rycz­ny, że prze­trwał led­wie rok, a po­tem, z ulgą dla wszyst­kich, po­wró­ci­ła sta­ra do­bra Li­pa. Moż­na po­wie­dzieć, że przez stu­le­cia na­zwa tej wsi była zmie­nia­na czę­ściej niż po­go­da na Dol­nym Ślą­sku. Os­ta­tecz­nie wy­gra­ła pro­sto­ta – i całe szczęś­cie, bo już na­praw­dę nie wia­do­mo, gdzie by to się skoń­czy­ło!
TAK SIĘ ROBIŁO ZDJĘCIA W LATACH 20. XX WIEKU – ZAMEK WIDZIANY OD PÓŁNOCNEGO WSCHODU

Nie wszystko stra­co­ne – tak mogło się wy­da­wać w 1834 ro­ku, kie­dy za­mek w Li­pie, już wte­dy led­wo trzy­ma­ją­cy się na mu­rach, wpadł w ręce hra­bie­go Ru­dol­pha von Still­fried-Rat­to­nitz (zm. 1882). Ten­że dżen­tel­men, zna­ny jako praw­nik i nad­wor­ny mistrz ce­re­mo­nii pru­skie­go dwo­ru, po­sta­no­wił ura­to­wać śred­nio­wiecz­ną ru­inę i tchnąć w nią du­cha neo­go­ty­ku. I rze­czy­wi­ście – duch się po­ja­wił. Mo­że na­wet kil­ka du­chów.

W 1841 roku obiekt zmie­nił wła­ści­cie­la. Prze­jął go Ernst Hein­rich Kram­sta, bo­ga­ty ku­piec z Bol­ko­wa, który za­pew­ne miał sła­bość do nie­ru­cho­mo­ści z po­ten­cja­łem (i bar­dzo gru­by­mi mu­ra­mi). Pod ko­niec XIX wie­ku za­mek zo­stał wchło­nię­ty przez ro­sną­cy jak droż­dżo­we cia­sto klucz ma­ła­szo­wski na­le­żą­cy do ro­dzi­ny von Spren­ger. Po ro­ku 1917, aż do wy­bu­chu ko­lej­nej woj­ny, go­spo­da­rzy­ły tu pa­nie: von Hu­ner­bein (z do­mu von Spren­ger) oraz jej cór­ka, ka­pi­ta­no­wa von Dra­bich-Wa­ech­ter – ko­bie­ty z ty­tu­ła­mi i, naj­wy­raź­niej, cier­pli­wo­ścią do zim­nych mu­rów.

ZAMEK W LATACH 80. XX W. – SZARO, ALE Z KLIMATEM

A po­tem na­de­szła PRL – czas, kie­dy na­wet naj­lep­sze zam­ki sta­wa­ły się… ma­ga­zy­na­mi. Bez kon­ser­wa­to­rów, bez opie­ki, za to z wor­ka­mi na­wo­zu w piw­ni­cach. Jesz­cze w la­tach 60. za­mek ja­ko ta­ko stał: nie­któ­re ok­na mia­ły szy­by (!), a dach trzy­mał się dum­nie jak osta­tni Mo­hi­ka­nin. Ty­le że dłu­go nie wy­trzy­mał.

Pro­myk na­dziei za­pło­nął w la­tach 70., kie­dy po­ja­wi­ła się Bog­na Ros­now­ska Maag, miesz­ka­ją­ca w Szwaj­ca­rii i – jak się wy­da­wa­ło – za­ko­cha­na w ru­inie po uszy. Ku­pi­ła za­mek, za­czę­ła re­mont, a Li­pa drg­nę­ła z en­tu­zja­zmem. Nie­ste­ty, jak to by­wa w re­la­cjach na od­le­głość, za­pał wła­ści­ciel­ki wy­raź­nie osłabł, pra­ce sta­nę­ły, a za­mek… znów się po­chy­lił. I tak oto hi­sto­ria ry­cer­skiej sie­dzi­by za­koń­czy­ła się czymś na kształt ci­che­go „uff” – bar­dziej ru­iną z du­szą niż dum­nym mo­nu­men­tem.

A TAK RUINA WYGLĄDA OBECNIE – WCIĄŻ STOI, CHOĆ WIATR ZDECYDOWANIE NIE UŁATWIA JEJ ŻYCIA

OPIS ZAMKU


Za­mek usy­tu­o­wa­no na krań­cu osa­dy, na wy­nio­słym grzbie­cie o stro­mych zbo­czach, gó­ru­ją­cym nad wiej­ską dro­gą i ta­ra­są Ny­sy Sza­lo­nej – lo­ka­li­za­cji nie tyl­ko stra­te­gicz­nie ko­rzy­st­nej, ale też od­po­wied­nio re­pre­zen­ta­cyj­nej, by wzbu­dzać sza­cu­nek (lub za­zdrość) wśród miej­sco­wej lu­d­no­ści. W swo­jej pier­wot­nej for­mie wa­row­nia skła­da­ła się z trój­kon­dy­gna­cyj­nej wie­ży miesz­kal­nej (1), wznie­sio­nej z ka­mie­nia na nie­mal kwa­dra­to­wym pla­nie (7×7 me­trów), któ­rej przy­ziem­ne mu­ry osią­ga­ły so­li­dne 1,5 me­t­ra gru­bo­ści – wy­star­cza­ją­co, by oprzeć się nie tyl­ko po­ci­skom, ale i cie­ka­wo­ści są­sia­dów.

Wie­żę ota­czał owal­ny, mu­ro­wa­ny ob­wód obron­ny (2), uzu­peł­nio­ny tra­dy­cyj­ną fo­są – czy­li wszyst­ko zgod­nie z obo­wią­zu­ją­cym wów­czas pod­ręcz­ni­kiem bu­dow­nic­twa obron­ne­go. Ka­mien­ne ko­leb­ko­we skle­pie­nie przy­zie­mia do­da­wa­ło kon­struk­cji so­li­d­no­ści, na­to­miast gór­ne par­tie wie­ży, ude­ko­ro­wa­ne ce­gla­ny­mi pseu­do­ma­chi­ku­ła­mi , zyska­ły swój obec­ny wy­gląd naj­praw­do­po­dob­niej w trak­cie XIX-wiecz­nej, neo­go­tyc­kiej prze­bu­do­wy – kie­dy to mo­da na „śred­nio­wie­cze w wer­sji re­tro” prze­ży­wa­ła swój roz­kwit.

Opis GIF-a
PLAN RUIN ZAMKU WG J. SAWIŃSKIEGO

W XVI wie­ku pa­no­wie von Zed­litz po­sta­no­wi­li u­no­wo­cze­śnić swo­ją sie­dzi­bę – wszak mo­da na go­tyk mi­ne­ła, a re­ne­sans wcho­dził wła­śnie na sa­lo­ny (i dzie­dziń­ce). Do śred­nio­wiecz­nej wie­ży do­bu­do­wa­no klat­kę scho­do­wą (3), wy­po­sa­żo­ną w jed­no­bie­go­we ka­mien­ne scho­dy – praw­do­po­dob­nie po to, by lo­ka­to­rzy nie mu­sie­li już ws­pi­nać się po dra­bi­nie jak ja­cyś chł­o­pi z prze­szło­ści. Ca­łość zo­sta­ła zgrab­nie opa­ko­wa­na w re­ne­san­so­wą za­bu­do­wę: od po­łu­dnia po­jawił się dom z ku­chnią (4), ulo­ko­wa­ny mię­dzy wie­żą a reszt­ką daw­ne­go mu­ru ob­wo­do­we­go, od za­cho­du do­bu­do­wa­no basz­tę bram­ną (5), wdzię­cz­nie osa­dzo­ną w li­nii kur­ty­no­wej ścia­ny, zaś od wscho­du i pół­no­cy ob­wód o­bron­ny spryt­nie zin­te­gro­wa­no z na­tu­ral­ny­mi ska­ła­mi – jak­by na­tu­ra sa­ma chcia­ła do­ło­żyć coś od sie­bie.

Po za­chod­niej stro­nie za­ło­że­nia wy­rósł kom­pleks miesz­kal­ny skła­da­jąc­y się z dwóch głów­nych czę­ści: przy­kle­jo­ne­go do wie­ży po­miesz­cze­nia na pla­nie tra­pe­zu (6) oraz dwu­kon­dyg­na­cyj­ne­go bu­dyn­ku (7) z wy­staw­nym da­chem dwu­spa­do­wym. Do środ­ka wcho­dzi­ło się przez ele­gan­cki ka­mien­ny por­tal z her­bem, któ­ry miał przy­po­mi­nać od­wie­dza­ją­cym, że nie są w by­le sto­do­le. Co cie­ka­we, jesz­cze pod ko­niec XX wie­ku bu­dy­nek ten po­sia­dał ory­gi­nal­ną więź­bę da­cho­wą i część da­chó­wek – lecz dziś, nie­ste­ty, moż­na je po­dzi­wiać wy­łącz­nie w wy­obraź­ni . Po tej re­ne­san­so­wej me­ta­mor­fo­zie po­wierzch­nia użyt­ko­wa zam­ku wzro­sła do cał­kiem przy­zwo­itych 340 m² – co, jak na ów­czes­ne stan­dar­dy, ozna­cza­ło lu­ksu­so­we wa­run­ki, przy­naj­mniej dla lu­dzi przy­zwy­cza­jo­nych do prze­cią­gów i ciem­no­ści.

Z GÓRY WSZYSTKO WYGLĄDA LEPIEJ

Naj­bar­dziej ory­gi­nal­nym ele­men­tem zam­ko­wej ar­chi­te­ktu­ry – i przy oka­zji naj­bar­dziej za­dzi­wia­ją­cym – jest ka­mien­na bu­dow­la we wschod­niej czę­ści za­ło­że­nia, wznie­sio­na na pla­nie rom­bu o po­wierzch­ni 70 me­trów kwa­dra­to­wych. To kuch­nia (8). Ale nie by­le ja­ka – naj­star­sza za­cho­wa­na zam­ko­wa kuch­nia na Ślą­sku, wznie­sio­na praw­do­po­dob­nie na po­cząt­ku XVI wie­ku. Ro­bi wra­że­nie nie tyl­ko wie­kiem, ale też for­mą – jej par­ter jest ob­szer­ny, a strop ukształ­to­wa­no w for­mie ostro­słu­pa, któ­ry w gór­nej czę­ści prze­cho­dzi w ko­min przy­po­mi­na­ją­cy nie­co zam­ko­wą pi­ra­mi­dę. Efekt ten to za­słu­ga XIX-wiecz­nej ne­o­go­tyc­kiej fan­ta­zji.

Jak przy­sta­ło na XVI-wiecz­ną no­wo­cze­sność, w ścia­nie po­łu­dnio­wej zna­la­zła się ryn­na od­pro­wa­dza­ją­ca nie­czy­sto­ści – roz­wią­za­nie prak­tycz­ne i, nie ukry­waj­my, ab­so­lut­nie nie­zbęd­ne, je­śli ktoś nie chciał mieć nie­spo­dzia­nek pod ok­nem. We wnę­trzu ukry­to wy­ku­tą w ska­le cy­ster­nę o głę­bo­ko­ści oko­ło 4 me­trów – zbior­nik na wo­dę, bez któ­re­go żad­na po­rząd­na zam­ko­wa kuch­nia nie mo­gła funk­cjo­no­wać. Bo prze­cież na­wet naj­bar­dziej po­stę­po­wy szlach­cic mu­siał cza­sem czymś za­lać ka­szę – i to nie­ko­niecz­nie wi­nem!

WIDOK OD POŁUDNIA – PO PRAWEJ KUCHNIA, CZYLI ZAMKOWE KRÓLESTWO GARÓW I PRZYPALONYCH PIECEK

STAN OBECNY


Zamek, w obecnej po­sta­ci bę­dą­cy w du­żej mie­rze wy­ni­kiem XIX-wiecz­nej sty­li­za­cji go­tyc­ko-re­ne­san­so­wej, przez de­ka­dy po­pa­dał w za­pom­nie­nie – od za­koń­cze­nia II woj­ny świa­to­wej żad­en młot czy kiel­nia tu nie za­wi­ta­ły, za to mu­rów strze­gły nie­pro­szo­ne sa­mo­siej­ki i pną­cza. Jesz­cze trzy­dzie­ści lat te­mu da­chy, ok­na i por­ta­le zdo­bi­ły bu­do­wlę, lecz w cią­gu ostat­nie­go ćwierć­wie­cza zło­dzie­je i wan­da­le upo­rząd­ko­wa­li za­pa­sy, po­zo­sta­wia­jąc po so­bie je­dy­nie ma­low­ni­cze ru­mo­wi­sko. Na szczę­ście od 2015 ro­ku za­mek od­zy­sku­je odro­bi­nę god­no­ści: usu­nię­to chasz­cze, wy­cię­to za­gra­ża­ją­ce ko­rze­nie, a do 2019 ro­ku przy­stą­pio­no do sta­bi­li­za­cji mu­rów i re­kon­struk­cji frag­men­tów ob­wa­ro­wań.

LATEM RUINA STAWIA NA KAMUFLAŻ – DOPIERO PO OPADNIĘCIU LIŚCI WYCHODZI Z CIENIA
Z psem na za­mek nie wej­dziesz. Bez psa… też ra­czej nie (ta­kie za­sa­dy). Ale nie przej­muj się – nikt nie za­bro­ni Ci po­pa­trzeć na ru­iny z zew­nątrz, na­wet je­śli to­wa­rzy­szy Ci plu­szo­wy jam­nik.
Na po­łu­dnio­wy za­chód od zam­ku znaj­dziesz spo­ry nie­uży­tek, czy­li ide­al­ne miej­sce na szyb­ki start i lą­do­wa­nie dro­na – bez obaw o pu­blicz­ność. Od pół­no­cy do zam­ku przy­le­ga­ją już do­my, więc je­śli bę­dziesz la­tać dro­nem, le­piej po­ma­chaj są­sia­dom na po­wi­ta­nie (i nie wpa­daj im do ogród­ka!).
A TAK PREZENTUJĄ SIĘ TE ZGLISZCZA OD ŚRODKA

DOJAZD


Wieś leży do­kład­nie tam, gdzie krzy­żu­ją się lo­kal­ne dro­gi z Ja­wo­ra do Ka­czo­ro­wa i z Bol­ko­wa do Świe­rza­wy. Ru­ina czai się w po­łu­dnio­wej czę­ści miej­sco­wo­ści, po wschod­niej stro­nie dro­gi, ja­kieś 300 me­trów za ko­ścio­łem. Że­by tam do­trzeć, li­cząc od ko­ścio­ła, na dru­gim skrzy­żo­wa­niu skręć śmia­ło w wiel­kie pod­wór­ko i idź ścież­ką – pro­wa­dzi pro­sto do zam­ku.

Dla nieśmiałych jest też opcja: mi­jasz po­dwór­ko, par­ku­jesz 200 me­trów da­lej przy asfal­tów­ce i wspi­nasz się pol­ną dro­gą wprost do ru­in – bez kon­tak­tu z są­sia­da­mi!

Auto zo­sta­wia­my przy dro­dze . Pod bra­mę do­sta­ną się tylk­o ci, któ­rzy lu­bią off-road i ma­ją sa­mo­chód z więk­szym prze­świ­tem.
Po­dró­żu­jąc jed­no­śla­dem po Po­gó­rzu Ka­czaw­skim, po pro­stu nie wy­pa­da omi­nąć Li­py. Ro­we­rem spo­koj­nie pod­je­dziesz pod sa­me mu­ry.

ZAMKI W POBLIŻU


RUINA ZAMECZKU W BARWACH JESIENI

WARTO ZOBACZYĆ:


300 metrów na północ od zam­ku stoi so­bie ko­ściół pw. Świę­tych Apo­sto­łów Pio­tra i Pa­wła. Ni­by póź­no­go­ty­cki, ni­by jed­no­na­wo­wy, a jed­nak z am­bi­cja­mi – ma prze­cież skle­pio­ne pre­zbi­te­rium! Naj­cen­niej­szy skarb? Tryp­tyk z 1503 ro­ku, wy­stro­jo­ny jak na bal w sa­mym środ­ku ba­ro­ko­we­go oł­ta­rza. A w wie­ży? Dzwon z 1541, któ­ry nie tyl­ko dzwo­ni, ale też pa­ra­du­je z póź­no­re­ne­san­so­wym fry­zem – bo kto po­wie­dział, że dzwon nie mo­że mieć sty­lu?


W Jastrowcu wznosi się ko­ściół Nie­po­ka­la­ne­go Po­czę­cia NMP – skrom­ny, ale za to so­lid­ny, bo wy­bu­do­wa­ny z ka­mie­nia już w dru­giej poł­ow­ie XIII wie­ku. Bu­dow­la nie si­li się na prze­pych: kwa­dra­to­wa na­wa, kwa­dra­to­we pre­zbi­te­rium, a nad wszyst­kim póź­no­go­ty­ckie skle­pie­nie krzy­żo­wo-że­bro­we – bo na­wet skrom­ność lu­bi cza­sem tro­chę go­tyc­kie­go szny­tu. A przy ko­ście­le – za­by­tko­wy cmen­tarz, na któ­rym naj­star­sze na­grob­ki pa­mię­ta­ją jesz­cze XVII wiek. Skrom­nie, ka­me­ral­nie, ale za to z hi­sto­rią.

LITERATURA


  1. M. Chorowska: Re­zy­den­cje śred­nio­wiecz­ne na Ślą­sku, OFPWW 2003
  2. L. Kajzer, J. Salm, S. Ko­ło­dziej­ski: Lek­sy­kon zam­ków w Pol­sce, Ar­ka­dy 2001
  3. R. Łuczyński: Zam­ki, dwo­ry i pa­ła­ce w Su­de­tach, SWA 2008
  4. A. M. Rosiek: Sie­dzi­by ry­cer­skie w księ­stwie świd­ni­cko-ja­wor­skim do koń­ca XIV wie­ku, Kra­ków