
DZIEJE ZAMKU
Średniowieczny zamek w Lipie, choć dziś prezentuje się głównie w wersji „light” (czytaj: w ruinie), niegdyś był dumą lokalnych elit. W swej pierwotnej, gotyckiej formie wzniesiony został najprawdopodobniej na przełomie XIV i XV wieku, choć badacze spierają się o to z zapałem godnym lepszej sprawy – niektórzy cofają początki zamku aż do końca XIII stulecia. Na pytanie „kto go zbudował?”, odpowiedź brzmi: „nie wiadomo” – ale jakże romantycznie brzmią spekulacje o templariuszach, którzy po nieudanej przygodzie z Ziemią Świętą postanowili może właśnie tu, w Lipie, zapuścić korzenie.

Pierwszym pewnym nazwiskiem w aktach jest niejaki Henryk von Lipa, odnotowany w dokumentach z 1309 roku. W kolejnych wiekach Lipa przypominała bardziej nieruchomość z popularnej aplikacji ogłoszeniowej – właściciele zmieniali się często, szybko i raczej bez happy endu. Rodziny Bock, Schirmer, Lauterbach, Schwoinitz czy Tschirnau zapewne same już się gubiły, kto co odziedziczył, kto komu sprzedał, a kto się z kim pokłócił przy podziale wsi na trzy majątki. Zamek, przypuszczalnie ulokowany w majątku górnym (czyli Oberfoh – dla wtajemniczonych), miał należeć do braci Caspara i Hansa von Crakav. Niskiego pochodzenia, ale za to z młynem i folwarkiem – wystarczająco, by pokusić się o własną warownię.

Skromne założenie przez kolejne dekady było rozbudowywane, a paleta właścicieli poszerzyła się o ród von Zedlitz. To oni nadali zamkowi bardziej reprezentacyjny charakter – wiadomo, nie samym murem rycerz żyje. Arnestus (wł. 1471-1485), Sigismunt (wł. 1500-1520), Bartel (wł. 1520-1549),
Anton
(wł. 1552-1575); każdy dołożył swoją cegiełkę, czasem dosłownie.
W 1580 roku Anna von Zedlitz przekazała majątek mężowi – Georgowi von Reibnitz (zm. 1611). Po śmierci ich syna Hansa (zm. 1654) wieś trafiła w ręce Christopha Gottlieba von Nimptsch (zm. 1686) z pobliskiej Lipy Dolnej — i choć przez chwilę wydawało się, że historia pójdzie w nowym kierunku, zamek ostatecznie wrócił do dawnych właścicieli. W 1699 roku zakupił go bowiem Gotthard Friedrich von Reibnitz (zm. 1714), a potem gospodarowali tu kolejni przedstawiciele rodu, w tym starosta jaworski
Georg Wilhelm von Reibnitz
(zm. 1765) i jego syn Karl Friedrich.
W tych czasach warownia miała już za sobą lata świetności, znaczenie obronne przeszło do historii, a zamek coraz bardziej chylił się ku upadkowi. Pod koniec XVIII wieku budynek został opuszczony i od tej pory służył głównie jako magazyn i zaplecze gospodarcze. Co się dało — rozbierano, bo przecież budulec to zawsze skarb! Najbardziej „gospodarskim” podejściem wykazał się Julius Fischer, właściciel Lipy w latach 20. XIX wieku, który z pełnym spokojem zlecił rozbiórkę części zamku dolnego, by zyskać materiał na gorzelnię, owczarnię i stodołę. Cóż — praktyczność czasem wygrywała z romantyzmem historii.

W XIX wieku do gry weszły jeszcze bardziej barwne nazwy: Goldleipe, Kalkleipe…. Czemu nie! Po wojnie przyszło „Lipowe”; – pomysł tak prowizoryczny, że przetrwał ledwie rok, a potem, z ulgą dla wszystkich, powróciła stara dobra Lipa. Można powiedzieć, że przez stulecia nazwa tej wsi była zmieniana częściej niż pogoda na Dolnym Śląsku. Ostatecznie wygrała prostota – i całe szczęście, bo już naprawdę nie wiadomo, gdzie by to się skończyło!

Nie wszystko stracone – tak mogło się wydawać w 1834 roku, kiedy zamek w Lipie, już wtedy ledwo trzymający się na murach, wpadł w ręce hrabiego
Rudolpha von Stillfried-Rattonitz
(zm. 1882). Tenże dżentelmen, znany jako prawnik i nadworny mistrz ceremonii pruskiego dworu, postanowił uratować średniowieczną ruinę i tchnąć w nią ducha neogotyku. I rzeczywiście – duch się pojawił. Może nawet kilka duchów.
W 1841 roku obiekt zmienił właściciela. Przejął go Ernst Heinrich Kramsta, bogaty kupiec z Bolkowa, który zapewne miał słabość do nieruchomości z potencjałem (i bardzo grubymi murami). Pod koniec XIX wieku zamek został wchłonięty przez rosnący jak drożdżowe ciasto klucz małaszowski należący do rodziny von Sprenger. Po roku 1917, aż do wybuchu kolejnej wojny, gospodarzyły tu panie: von Hunerbein (z domu von Sprenger) oraz jej córka, kapitanowa von Drabich-Waechter – kobiety z tytułami i, najwyraźniej, cierpliwością do zimnych murów.

A potem nadeszła PRL – czas, kiedy nawet najlepsze zamki stawały się… magazynami. Bez konserwatorów, bez opieki, za to z workami nawozu w piwnicach. Jeszcze w latach 60. zamek jako tako stał: niektóre okna miały szyby (!), a dach trzymał się dumnie jak ostatni Mohikanin. Tyle że długo nie wytrzymał.
Promyk nadziei zapłonął w latach 70., kiedy pojawiła się Bogna Rosnowska Maag, mieszkająca w Szwajcarii i – jak się wydawało – zakochana w ruinie po uszy. Kupiła zamek, zaczęła remont, a Lipa drgnęła z entuzjazmem. Niestety, jak to bywa w relacjach na odległość, zapał właścicielki wyraźnie osłabł, prace stanęły, a zamek… znów się pochylił. I tak oto historia rycerskiej siedziby zakończyła się czymś na kształt cichego „uff” – bardziej ruiną z duszą niż dumnym monumentem.

OPIS ZAMKU
Zamek usytuowano na krańcu osady, na wyniosłym grzbiecie o stromych zboczach, górującym nad wiejską drogą i tarasą Nysy Szalonej – lokalizacji nie tylko strategicznie korzystnej, ale też odpowiednio reprezentacyjnej, by wzbudzać szacunek (lub zazdrość) wśród miejscowej ludności. W swojej pierwotnej formie warownia składała się z trójkondygnacyjnej wieży mieszkalnej (1), wzniesionej z kamienia na niemal kwadratowym planie (7×7 metrów), której przyziemne mury osiągały solidne 1,5 metra grubości – wystarczająco, by oprzeć się nie tylko pociskom, ale i ciekawości sąsiadów.
Wieżę otaczał owalny, murowany obwód obronny (2), uzupełniony tradycyjną fosą – czyli wszystko zgodnie z obowiązującym wówczas podręcznikiem budownictwa obronnego. Kamienne kolebkowe sklepienie przyziemia dodawało konstrukcji solidności, natomiast górne partie wieży, udekorowane ceglanymi
pseudomachikułami
, zyskały swój obecny wygląd najprawdopodobniej w trakcie XIX-wiecznej, neogotyckiej przebudowy – kiedy to moda na „średniowiecze w wersji retro” przeżywała swój rozkwit.

W XVI wieku panowie von Zedlitz postanowili unowocześnić swoją siedzibę – wszak moda na gotyk mineła, a renesans wchodził właśnie na salony (i dziedzińce). Do średniowiecznej wieży dobudowano klatkę schodową (3), wyposażoną w jednobiegowe kamienne schody – prawdopodobnie po to, by lokatorzy nie musieli już wspinać się po drabinie jak jacyś chłopi z przeszłości. Całość została zgrabnie opakowana w renesansową zabudowę: od południa pojawił się dom z kuchnią (4), ulokowany między wieżą a resztką dawnego muru obwodowego, od zachodu dobudowano basztę bramną (5), wdzięcznie osadzoną w linii kurtynowej ściany, zaś od wschodu i północy obwód obronny sprytnie zintegrowano z naturalnymi skałami – jakby natura sama chciała dołożyć coś od siebie.
Po zachodniej stronie założenia wyrósł kompleks mieszkalny składający się z dwóch głównych części: przyklejonego do wieży pomieszczenia na planie trapezu (6) oraz dwukondygnacyjnego budynku (7) z wystawnym dachem dwuspadowym. Do środka wchodziło się przez elegancki kamienny portal z herbem, który miał przypominać odwiedzającym, że nie są w byle stodole. Co ciekawe, jeszcze pod koniec XX wieku budynek ten posiadał oryginalną więźbę dachową i część dachówek – lecz dziś, niestety, można je podziwiać
wyłącznie w wyobraźni
. Po tej renesansowej metamorfozie powierzchnia użytkowa zamku wzrosła do całkiem przyzwoitych 340 m² – co, jak na ówczesne standardy, oznaczało luksusowe warunki, przynajmniej dla ludzi przyzwyczajonych do przeciągów i ciemności.

Najbardziej oryginalnym elementem zamkowej architektury – i przy okazji najbardziej zadziwiającym – jest kamienna budowla we wschodniej części założenia, wzniesiona na planie rombu o powierzchni 70 metrów kwadratowych. To
kuchnia
(8). Ale nie byle jaka – najstarsza zachowana zamkowa kuchnia na Śląsku, wzniesiona prawdopodobnie na początku XVI wieku. Robi wrażenie nie tylko wiekiem, ale też formą – jej parter jest obszerny, a strop ukształtowano w formie ostrosłupa, który w górnej części przechodzi w komin przypominający nieco zamkową piramidę. Efekt ten to zasługa XIX-wiecznej neogotyckiej fantazji.
Jak przystało na XVI-wieczną nowoczesność, w ścianie południowej znalazła się
rynna
odprowadzająca nieczystości – rozwiązanie praktyczne i, nie ukrywajmy, absolutnie niezbędne, jeśli ktoś nie chciał mieć niespodzianek pod oknem. We wnętrzu ukryto wykutą w skale cysternę o głębokości około 4 metrów – zbiornik na wodę, bez którego żadna porządna zamkowa kuchnia nie mogła funkcjonować. Bo przecież nawet najbardziej postępowy szlachcic musiał czasem czymś zalać kaszę – i to niekoniecznie winem!

STAN OBECNY
Zamek, w obecnej postaci będący w dużej mierze wynikiem XIX-wiecznej stylizacji gotycko-renesansowej, przez dekady popadał w zapomnienie – od zakończenia II wojny światowej żaden młot czy kielnia tu nie zawitały, za to murów strzegły nieproszone samosiejki i pnącza. Jeszcze trzydzieści lat temu dachy, okna i portale zdobiły budowlę, lecz w ciągu ostatniego ćwierćwiecza złodzieje i wandale uporządkowali zapasy, pozostawiając po sobie jedynie malownicze rumowisko. Na szczęście od 2015 roku zamek odzyskuje odrobinę godności: usunięto chaszcze, wycięto zagrażające korzenie, a do 2019 roku przystąpiono do stabilizacji murów i rekonstrukcji fragmentów obwarowań.




DOJAZD
Wieś leży dokładnie tam, gdzie krzyżują się lokalne drogi z Jawora do Kaczorowa i z Bolkowa do Świerzawy. Ruina czai się w południowej części miejscowości, po wschodniej stronie drogi, jakieś 300 metrów za kościołem. Żeby tam dotrzeć, licząc od kościoła, na drugim skrzyżowaniu skręć śmiało w wielkie podwórko i idź ścieżką – prowadzi prosto do zamku.
Dla nieśmiałych jest też opcja: mijasz podwórko, parkujesz 200 metrów dalej przy asfaltówce i wspinasz się polną drogą wprost do ruin – bez kontaktu z sąsiadami!



ZAMKI W POBLIŻU
- Świny – ruina zamku rycerskiego z XIV w., 7 km
- Bolków – zamek książęcy z XIII w., 10 km
- Stara Kraśnica – dwór obronny z XVII w., w ruinie, 10 km
- Myślibórz – relikty zamku z XIII/XIV w., 13 km
- Kłaczyna – relikty zamku z XV w., 15 km
- Płonina – ruina zamku rycerskiego z XIV w., 15 km
- Sędziszowa – wieża mieszkalna z XIV/XV w., 16 km
- Wojcieszów – pozostałości zamku z XIII/XIV w., 16 km
- Jawor – zamek książęcy z XIII/XIV w., przebudowany, 18 km

WARTO ZOBACZYĆ:
300 metrów na północ od zamku stoi sobie kościół pw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Niby późnogotycki, niby jednonawowy, a jednak z ambicjami – ma przecież sklepione prezbiterium! Najcenniejszy skarb? Tryptyk z 1503 roku, wystrojony jak na bal w samym środku barokowego ołtarza. A w wieży? Dzwon z 1541, który nie tylko dzwoni, ale też paraduje z późnorenesansowym fryzem – bo kto powiedział, że dzwon nie może mieć stylu?

W Jastrowcu wznosi się kościół Niepokalanego Poczęcia NMP – skromny, ale za to solidny, bo wybudowany z kamienia już w drugiej połowie XIII wieku. Budowla nie sili się na przepych: kwadratowa nawa, kwadratowe prezbiterium, a nad wszystkim późnogotyckie sklepienie krzyżowo-żebrowe – bo nawet skromność lubi czasem trochę gotyckiego sznytu. A przy kościele – zabytkowy cmentarz, na którym najstarsze nagrobki pamiętają jeszcze XVII wiek. Skromnie, kameralnie, ale za to z historią.

LITERATURA
- M. Chorowska: Rezydencje średniowieczne na Śląsku, OFPWW 2003
- L. Kajzer, J. Salm, S. Kołodziejski: Leksykon zamków w Polsce, Arkady 2001
- R. Łuczyński: Zamki, dwory i pałace w Sudetach, SWA 2008
- A. M. Rosiek: Siedziby rycerskie w księstwie świdnicko-jaworskim do końca XIV wieku, Kraków